Barcelona

 


Zaczynając zwiedzanie Barcelony we wczesnych godzinach miałem nadzieję na chwilę sam na sam z dziełami Gaudiego. Popularność jego dzieł jednak sprawia, że ta chwila nie trwa długo. 
To zdjęcie Casa Batllo to jedyne jakie udało mi się wykonać z małą ilością ludzi. Chwilę po naciśnięciu spustu pojawiła się pierwsza większa grupa. Pozostało ruszyć dalej. Wróciłem tu jednak o późniejszej godzinie w celu uchwycenia kilku detali obiektu. 




Wyjątkowość dzieła wielkiego architekta sprawiała, że okoliczne kamienice nagle traciły na wyrazie. To jakby zestawić katedrę gotycką z blokiem z wielkiej płyty. Potrzeba chwili, a nawet drugiego podejścia aby dostrzec jak piękne są detale na sąsiednich elewacjach.


Taki owczy pęd za obiektami jednego architekta może sprawić, że ominie nas niejedna perełka. 


Czasami są to ciekawe latarnie, rzeźby czy budynki ukryte z dala od głównych szlaków. Przechodząc wąską uliczką przy masywnej ścianie budynku zauważyłem interesujący detal. Dopiero po przejściu na drugą stronę ulicy dostrzegłem na szczycie ecoś na wzór małej świątyni. Warto zmienić punkt widzenia.



Wiem, że łuk triumfalny to nie tylko wymysł francuzów, ale jakoś na to hasło przed moimi oczami pojawiał się ten paryski. W Barcelonie mają swoją wersję i nie wiem czy nie lepszą. W dodatku te latarnie stojące obok... 



Mógłbym tak chodzić od budynku do budynku jednak moje zainteresowanie nie ograniczała się tylko do monumentalnych obiektów, czy tych oznaczonych na przewodnikach. Gdy w polu widzenia pojawiały się otwarte drzwi do kamienicy sprawdzałem co ukrywa się za nimi. Czasami były to proste zdobienia na płytkach, rzeźbienia, a czasami za szybą drzwi trafiał się istny skarb.







Ciekawość pierwszym stopniem do piekła? Jeśli tak to dla takich widoków jestem gotowy się poświęcić i zejść kilka stopni. Obiekty autorstwa Gaudiego również posiadają wyjątkowe wnętrza godne uwagi ale koszt biletów sprawia, że trzeba przeliczyć budżet dwukrotnie i zastanowić się czy może jednak nie innym razem. Pozostało fotografować te cuda z zewnątrz. I tak, kolejno odwiedzałem Casa Mila - La Pedrera.


Casa Vicens - tym razem tylko w detalach, gdyż umiejscowienie przy wąskiej uliczce utrudniało ujęcie całego obiektu. Wyjątkowe połączenie kamienia i ceramiki. W internecie na pewno jest więcej zdjęć, ja polecam zobaczyć na żywo, zdjęcia i filmy nie oddają tak dobrze klimatu miejsca.



Budynków autorstwa Gaudiego jest oczywiście dużo więcej jednak nie tylko samymi kamienicami człowiek żyje. W każdym odwiedzanym mieście zaglądam do parków. Przyszła kolej na Park Guell. Oczywiście pełen turystów. Aby wykonać tam zdjęcie bez ludzi potrzeba dużo cierpliwości i refleksu. Bywało, że stałem z aparatem w gotowości po kilkanaście minut czekając, aż trafi się pusta przestrzeń.



Jest jeszcze jeden obiekt bardzo znany w Barcelonie, żartobliwie nazywany wiecznym placem budowy. Mowa oczywiście o kościele Sagrada Familia. Przestrzeń przed budynkiem nie zachwyca, bo tak naprawdę nie ma miejsca gdzie widać całość. Jednak sam budynek to już inna bajka.


Tutaj wnętrza nie mogłem sobie odpuścić. 
Już na drzwiach pojawia się wyjątkowy detal. Nie pamiętam którymi wchodziłem, a którymi wychodziłem, w obu przypadkach było na czym zawiesić oko. Chwilę się zastanawiałem czy pokazać całe czy tylko detal. Szybko znalazłem swój ulubiony fragment. Na jednych to gołąb ukryty wśród kwiatów, a na drugim napis Home - Dom.



Różne są opinie na temat kościoła, nie zmienia to jednak faktu, że jest w nim coś wyjątkowego. Będąc w środku nie zrobił on na mnie takiego wrażenia jak katedry gotyckie np: w Antwerpii czy Pradze. Jednak swoim podejściem do tematu światła i koloru wciągnął na dłużej. Pewnie gdyby nie teleobiektyw nie dostrzegłbym wielu detali. Zabierając ze sobą aparat warto się przygotować na szerokie ujęcia i na te ciaśniejsze, szczegółowe.



A tu moja próba uchwycenia wszystkiego na jednym zdjęciu. Wykonane chwile przed zamknięciem kościoła.



Mógłbym być zły, że za taką cenę biletu nie zostałem powalony na kolana ale gdy oglądam zdjęcia z wnętrza za każdym razem odkrywam coś nowego, ciekawego. Jeśli miałbym stworzyć listę Top 10 kościołów to Sagrada Familia na pewno na niej się znajdzie jednak nie wiem na którym miejscu.

Jeśli chodzi o wejście na wieżę to należy pamiętać, że jest to w dalszym czasie obiekt w budowie i nie uświadczymy tu typowej przestrzeni widokowej z innych kościołów. Z przejścia między dwiema wieżami możemy podziwiać okolicę. Jednak polecam przy zejściu w dół zaglądać w każde okienko Trafiają się naprawdę wyjątkowe zdobienia.



W samym kościele oprócz głównej części jest kilka mniej oczywistych miejsc jak obejście do którego trafiamy zaraz przy drzwiach wejściowych. 



Jest również krypta do której wchodzi się z zewnątrz ale o tym dowiedziałem się niestety gdy zamykali obiekt. 

Z kościoła wyruszyłem do secesyjnego kompleksu dawnego szpitala Recinte Modernista de Sant Pa. Zastanawiałem się chwilę czy kupić bilet bo na zdjęciu satelitarnym zapowiadało się bardzo ciekawie. Na szczęście  najpierw ruszyłem wzdłuż muru sprawdzić czy warto. Jak się okazało spora część budynków była w remoncie przykryta rusztowaniami. Cóż zrobić, nie zawsze dostajemy to co byśmy chcieli. Do odwiedzenia kolejnym razem.


Ruszając dalej zwróciłem uwagę na ciekawe rozwiązanie szlaków rowerowych. Ścieżkę rowerową umiejscowiono w osi drogi. Rowerzystów oddzielają od pasów ruchu podniesione wysepki. Czy to bezpieczniejsze w odniesieniu do samochodów to nie wiem ale na pewno żaden pieszy nie wtargnie nam przypadkiem pod koła jednośladu. Przy okazji udało się również uwiecznić charakterystyczny wygląd taksówek.



Innym elementem, który zwrócił moja uwagę to pomalowane na żółto sygnalizatory świetlne. Przy naszych czarnych to takie nienaturalne zjawisko.



Przechodząc z jednej części miasta do drugiej znalazłem na google maps park. Idealny na chwilę odpoczynku. Nie wiedziałem czego mogę się tam spodziewać, liczyła się możliwość zmiany otoczenia. Okazało się, że jest to jeden z obiektów wychwalanych w przewodnikach, który planowałem odwiedzić później. Wchodząc do Parc de la Ciutadella na jednej z rzeźb fontanny zobaczyłem niepasujący kształt. Była to czapla siwa. Trzymając aparat w gotowości ruszyłem w jej stronę i uchwyciłem moment odlotu.


Chyba tam czekała właśnie na mnie. Przy tak wyjątkowym otoczeniu to ona przyciągnęła moją uwagę. Czasami tak jest, że w gwarnym otoczeniu wyłapujemy tą jedną osobę, to jedno zdarzenie i nawet najpiękniejsze okoliczności przyrody nie odwrócą naszej uwagi.



Jakie połączenia neuronowe w mózgu wybrały sobie tę chwilę dalej nie wiem. Chyba po prostu podświadomie tego szukałem. 
Dalej przechodząc przez część gotycką miasta w okienku jednego z budynków zobaczyłem parę trzymająca się za ręce. Takie oczywiste ale miejsce i sytuacja aż się prosiły o zdjęcie. 



Później znalazłem wejście i zszedłem na dół jednak bez nich nie czułem tego miejsca. Trochę dziwne zważając, że zazwyczaj staram się fotografować bez ludzi w kadrze. Tutaj po prostu ktoś musiał być.
Idąc dalej odkrywałem nowe miejsca, detale. Ilość zrobionych zdjęć spadła drastycznie, oczywiście były miejsca godne zdjęć jednak ilość ludzi mocno mnie zniechęcała do fotografowania.





I jak tu nie kochać odkrywania nowych miejsc. Nawet przejście drugi raz tej samej ulicy dawało dużo radości gdy szedłem drugą strona i zwracałem uwagę na wcześniej pominięte budynki. Na przykład ten poniżej, który przypominał mi pałac z Disney'a.


Robiąc to zdjęcie usłyszałem w oddali głośną muzykę, nie były to hity radiowe. Ciekawość wygrała i zamiast podążać do kolejnej perełki architektury trafiłem na obchody Dnia Kolumba. Muzyka i tancerze poruszający się jedną z głównych ulic, wywołali na mojej twarzy uśmiech od ucha do ucha. Takiej niespodzianki się nie spodziewałem. Podążając za nimi doszło kilka nieplanowanych kilometrów. Cóż jednak to widowisko doładowało moje baterie na dużo więcej.


Przecież nie mogłem poprzestać na zabytkowej części, musiałem jeszcze odwiedzić kilka współczesnych obiektów. Na początek kompleks olimpijski na wzgórzu Monjuic. Google uznało, że najlepszą opcją będzie przejście schodami pod budynkiem Palau Nacional przy fontannach. Dla nawigacji to prosty odcinek jednak jak na żywo zobaczymy ile jest tam schodów to nasze kolana na sam widok mogą odmówić współpracy.


Tu widać tylko 1/4 schodów. Moja ciekawość otoczenia doprowadziła mnie do zbawienia. Jeśli dokładnie przeanalizować zdjęcie to między pierwszym, a drugim krzewem widać fragment poręczy schodów ruchomych. Na otwartej przestrzeni w zabytkowym założeniu takie udogodnienie. Inne miasta powinny brać przykład z Barcelony, szczególnie Paryż.
Po drodze minąłem przestrzeń gdzie odbywają się wieczorne pokazy fontann, które są widowiskiem same w sobie. Przestrzeń otwarta, dostępna dla ludzi do tego stopnia, że w trakcie pokazu sporo osób siedziało na trawniku przy samej fontannie. A w pewnym momencie ludzie zaczęli tańczyć na murku przy wodzie.


Wracając do wspinaczki na szczyt góry to schody ruchome w tym miejscu prowadziły niestety tylko do połowy. Pogodzony z losem miałem wchodzić do góry zwykłymi schodami gdy spoglądając w bok zobaczyłem drobne otwarcie widokowe na miasto. Bez chwili namysłu ruszyłem w tamtą stronę.


Oprócz pięknego widoku dostałem kolejny prezent w postaci ukrytych schodów ruchomych na szczyt. Skoro los mnie tak poprowadził trzeba skorzystać z tego udogodnienia. W końcu nie wiedziałem ile jeszcze kilometrów mnie czeka. 
U góry drogi na skróty już nie było, dotarcie do pierwszego współczesnego obiektu chwilę zajęło. Była to wieża telekomunikacyjna. To był jeden z obiektów, które musiałem odwiedzić. Czysta forma zapraszała do zabawy z kadrami. Co w efekcie dało figurę przypominającą stację kosmiczną niczym z filmu Star Trek.


Sprawdziłem w google czy w okolicy jest jeszcze coś interesującego i wytyczyłem nowy cel. Tym razem była to stara elektrociepłownia w dzielnicy przemysłowej. Trzy charakterystyczne wieże przyciągały już w panoramie miasta. Ile mogłem podjechałem kolejką jednak ostatnie km pozostało zrobić pieszo. Brutalna forma obiektu wynagrodziła wyjazd na obrzeża miasta.



Nadal jednak nie miałem dosyć i do centrum postanowiłem wrócić pieszo. Według nawigacji to tylko 10 km. Cieszę się, że tak zrobiłem. Płynne przejście z części przemysłowej w kompleks biurowców, budynków uczelni i hoteli robiło wrażenie. Kilka szybkich ujęć i czas iść dalej w kierunku plaży.




Palmy, falochrony, boiska do siatkówki, budki ratownicze i bliskość zabudowy - tak w skrócie można opisać plaże i jej okolice. Jednak nastrój tam panujący to coś więcej niż te elementy składowe. 


Niech za rekomendację posłuży kilometraż jaki zrobiłem tego dnia - 34km. Energii miałem jeszcze w zapasie.

Czy w mieście można się zakochać? Ja powiem Tak. Barcelona potrafiła sprawić, że zapominałem o swoich ograniczeniach, bariera językowa nie miała tu znaczenia, dodawała mi energii na kolejne km. Oczywiście to wierzchołek góry lodowej i tak naprawdę nic o niej nie wiem. Mam jednak nadzieję, że to nie jest nasze ostatnie spotkanie. Cieszę się każdym kadrem, każdą chwilą razem spędzoną.

Do zobaczenia Barcelono.