Rzym

 


Siedząc przed komputerem przy włoskiej muzyce płynącej z głośników przeglądałem zdjęcia z wyjazdu do Rzymu. Brakowało tylko lampki czerwonego wina. W sklepie znalazłem takie z kotem i cytatem na etykiecie: "Cats do not go for a walk to get somewhere but to explore" Sidney Denham. I właśnie jak taki kot poruszałem się po stolicy Włoch. Plan wyjścia na miasto opierał się o kilka wyznaczonych punktów i ciekawość otoczenia. Gdy na horyzoncie pojawiało się ciekawe miejsce trasa przejścia była odpowiednio modyfikowana.  

Pierwszego dnia po przylocie pomimo zmęczenia ruszyłem sprawdzić chociaż jedno miejsce na zdjęcia. W końcu zaraz miał być zachód słońca i niebieska godzina. Będąc jeszcze w domu sprawdzałem gdzie można się udać aby uchwycić coś charakterystycznego dla Rzymu.
Na pierwszy rzut poszło Forum Romanum przedstawione na zdjęciu powyżej.
W godzinach wieczornych nie ma tam już możliwości wejścia ale są jeszcze miejsca z których można fotografować oświetlone ruiny.  
 
Kolejne dni były pełne przedeptanych kilometrów, w ciągu dnia statyw zostawiałem w domu aby swobodniej się poruszać.
W ciasnych uliczkach nie było miejsca, ani też czasu na rozstawianie statywu do zdjęć. Za chwile przecież mógł  nadjechać skuter, motocykl albo samochód. 
 



Jednak zawsze można je wykorzystać w zdjęciu. Skuter na pewno mniej zasłoni niż samochód.


Na powyższym zdjęciu dla urozmaicenia postanowiłem wykorzystać odbicie w przydrożnej kałuży. Wyglądało to komicznie jak gimnastykowałem się na skraju drogi. A skąd wiem?  Bo jak tylko zrobiłem zdjęcie zaczepiła mnie przechodząca para ciekawa co ja takiego widziałem w tej kałuży. Gdy pokazałem zdjęcie na aparacie mężczyzna również postanowił spróbować swoich sił. Wytłumaczyłem mu jak ma do tego podejść i miał swoją wersję. Szkoda tylko że nikt tego nie nakręcił, jak dwóch dorosłych facetów bawi się kałużą.  
 
Zawsze staram się znaleźć własny punkt widzenia, w końcu każdy odbiera świat inaczej. Miałem zaplanowane kilka ujęć, ale nie przestawałem się rozglądać w około. W jednej z uliczek zobaczyłem budkę ze strażnikiem pilnującego wjazdu na teren. Okazało się że obok jest siedziba Carabinierich. To była okazja na odhaczenie jednego z tematów zaplanowanych zdjęć.  


Jako że radiowóz już ustrzeliłem pozostało poszukać patrolu. Każdego kolejnego dnia poruszając się bocznymi uliczkami wypatrywałem patrolu, ale nie był to częsty  widok. Gdy już ich widziałem to było w niekorzystnym świetle albo w nieciekawym otoczeniu.
W momencie kiedy myślałem że wrócę do domu bez zdjęcia patrolu udało mi się pod pałacem prezydenckim trafić Polizia i Carabinieri, w dodatku na tle radiowozów.


Zadowolony z siebie mogłem iść dalej pewny że to był gwóźdź programu tego dnia. Chwilę później trafiłem grupę Corazzieri - Pułk Kirasjerów - elitarny korpus i gwardia honorowa Prezydenta Republiki Włoskiej. Konie, szykowne mundury na tle rzymskiej architektury robiły wrażenie. Nie wiedząc o istnieniu takiej grupy mundurowych nawet ich nie szukałem.


Taki niespodziewany widok jest dowodem na to że trzeba być czujnym i mieć aparat gotowy do działania. Zaglądanie w każdą uliczkę, chodzenie mniej oczywistymi ścieżkami może pokazać nam coś innego. Podróże przecież kształcą.
 
Ja chodziłem szukając swojego kadru z małym samochodem w bocznej, wąskiej uliczce. Znalazłem nawet kilka takich scenek. Było pełno elektrycznych Smartów ale ja szukałem czegoś małego włoskiego - Fiata albo Lancii. Jak już na jakieś trafiłem to były zastawione tak że nie dało się zrobić zdjęcia.


Gdy w końcu zrobiłem zdjęcie starej pięćsetki zacząłem zauważać również jej nowszą wersję.

Jedna była wyjątkowa. Nie chodzi tu wcale o jakąś specjalną wersję, a o zastaną sytuację.



Ciemny pierwszy plan, wdzierające się z prawej strony światło, które oświetla przejście dla pieszych i delikatnie muska karoserię Fiata. Gdyby nie obdrapana ściana można by powiedzieć że to idealne warunki na zdjęcie katalogowe samochodu. Dostajemy jednak element w kadrze przypominający o mniej sielankowej rzeczywistości - butelki i bezdomny śpiący na schodach. 
Nie był to odosobniony przypadek, takich widoków było więcej. Najbardziej zapadła mi w pamięci sytuacja gdy szukając kadru na wieczorne ujęcie trafiłem na ludzi i namioty pod jednym z mostów na Tybrze.  Musieli je wybierać świadomie w końcu mieli najlepszy widok znad rzeki na Watykan. Pod innymi mostami nie widziałem nikogo.


Wieczorem już nie powtarzałem tego ujęcia, postanowiłem poszukać innego miejsca na bardziej pocztówkowy klimat.
Próbowałem swoich sił z ujęciem z mostu, jednak ciągnęło mnie na dół.
W ostateczności zdecydowałem się na kadr z połowy schodów schodzących do rzeki.


Zejście na dół odbywa się dość stromymi i wąskimi schodami niby nie jest to przeszkoda nie do pokonania jednak na spacer nad rzeka polecam drugi brzeg gdzie jest ścieżka rowerowa. Po prostu jest tam czyściej i nie musimy uważać na tzw. "miny przeciw piechotne" unikniemy również nieprzyjemnych zapachów.


Fotografowanie miasta w barwach zachodzącego słońca nie zawsze było takie łatwe i oczywiste. Kolejnego wieczoru matka natura postanowiła urozmaicić sytuacje w inny sposób. Burzowa chmura nad Isola Tiberina zapewniła wyjątkowe doznania estetyczne. Chwile po wykonaniu tego zdjęcia oczywiście zerwał się wiatr i spadł deszcz. Wielokrotnie wzmocnienie doznań.  

Isola Tiberina

Mieszkając w centrum Rzymu gdzie się nie ruszyłem zawsze coś ciekawego kryło się za rogiem. Ułatwiało to bardzo sprawę gdy po całym dniu zwiedzania ledwo się poruszałem ale wciąż miałem niedosyt zdjęć. Kilkaset metrów od zakwaterowania był park na wzgórzu z wysokimi i powyginanymi drzewami. Szukałem kadru z widokiem na miasto wygrał jednak budynek położony na skraju parku kontrastujący swoja prostotą z wijącymi się drzewami. Plan zakładał przeczekanie aż słońce zajdzie i niebo nabierze intensywnego błękitu jednak odpalenie latarni w parku nastąpiło wcześniej niż się spodziewałem i zgrało się z ostatnimi chwilami ciepłego światła zachodzącego słońca.


Po tym ujęciu mogłem spokojnie szukać kadru na niebieska godzinę. Wybór padł na Koloseum które było tuż obok. Błękit nieba i podświetlenie nocne obiektu było idealnym wyborem. Postanowiłem pokazać to znane miejsce w trochę inny sposób. Wykorzystałem jako ramkę bramę wejściową do parku. 


Jak to bywa ze znanymi miejscami, ciężko uniknąć na zdjęciach ludzi. Wieczorem dłuższy czas naświetlania  sprawi że przechodzące osoby szybko znikną. Za dnia trzeba poczekać aż będzie ich mniej albo spojrzeć w bok. Jak na poniższym zdjęciu ze Schodów Hiszpańskich.


Największe atrakcje z przewodników turystycznych mają już pewnie miliony opublikowanych zdjęć w internecie dlatego zamiast czekać na czysty kadr cieszyłem się widokiem i ruszałem dalej. Chodziłem po bocznych uliczkach nie trzymając się sztywno trasy odkrywając nowe ciekawe miejsca i ujęcia. Ukryte uliczki, przejścia między murami, otwarcia widokowe czy detale architektoniczne.








Nawet kierując się z powrotem do miejsca pobytu rozglądałem się na każdą stronę szukając czegoś nowego. Czasami wymagało spojrzenia na szczyty elewacji.




Albo w niebo.


W przypadku powyższego zdjęcia można było się domyśleć co mniej więcej zobaczymy patrząc do góry, to widok ze zdjęcia poniżej był prawdziwym zaskoczeniem.


Na resztkach energii szukając ciekawej restauracji na obiad zaglądałem w kolejne wejścia na podwórza budynków. W jednym z nich zauważyłem w jasnej przestrzeni ludzi stojących patrzących w górę. Wyglądało to jakby mityczna Meduza zamieniła ich w kamień. Wpatrzeni w górę stali w bezruchu.
Ciekawość wygrała, postanowiłem również spojrzeć. Widok zapierał dech w piersi, zdjęcie nawet w połowie nie oddaje uroku tego miejsca. Zdobienia ścian i światło wpadające przez świetlik wprawiały w osłupienie. Galleria Sciarra bo o niej mowa, sprawiła mi bardzo dużo trudności. Ciężko było mi się zdecydować jakie zdjęcie zrobić.

Cudo znalezione przypadkiem.
 
Nie był że to jedyny rodzynek ukrywający się przed ludzkim wzrokiem. Do kolejnego miejsca wciągnęło mnie światło. Przechodząc ulicą w zacienionej elewacji zauważyłem otwarte wejście, a w głębi człowieka na tle białej ściany. Rzut oka w prawo, lewo czy coś nie jedzie i szybko na drugą stronę aby uchwycić ten kadr. Niestety osoba ta wyszła zanim tam dotarłem. Moment przeminął, ja jednak odkryłem coś nowego.


Kolejny wewnętrzny dziedziniec ale jakże odmienny.
 
 
Innym razem przechodząc obok Koloseum postanowiłem skręcić w bok aby sprawdzić jak wygląda otoczenie łuku Tytusa. Według aplikacji pokazującej kierunki wschodów i zachodów słońca był on w idealnym miejscu na wieczorne ujęcie. Niestety okazało się że jest on na wygrodzonym terenie Forum Romanum i we wczesnych godzinach porannych nie da się tam wejść. Obok bramki wejściowej była jednak ścieżka odbijająca w lewą stronę. Trzeba ją sprawdzić w końcu może znajdzie się jakieś inne ujęcie. Widoku na łuk nie znalazłem takiego który by mnie zadowolił. Trafiłem jednak na inne ciekawe widoki. Fragment okolicznych zabudowań na  ciemnym burzowym niebie skąpany w promieniach słonecznych.


Rzeźba która wcześniej pozostawała niezauważona w otoczeniu chmur i słońca nabiera nowych walorów estetycznych.


Gdy wszystkie oczywiste zabytki z ulotki informacji turystycznej już zaliczymy warto rzucić okiem na ulotki drobnych biur turystycznych. Mogą one mieć na mapie zaznaczony mniej oczywisty kierunek. Ustawiłem na nawigacji wybrane punkty i luźno trzymając się trasy ruszyłem odkrywać nowe obszary.
Jednym z tych punktów był ogród Giadino degli Arnaci. 


Z dala od głośnego i ruchliwego centrum, wśród wysokich drzew. Idealne miejsce na chwilę zadumy i podziwianie panoramy Rzymu.


Po chwili relaksu nie zwracając zbytnio uwagi na wskazania gps ruszyłem dalej . W oddali zauważyłem kolejkę turystów stojących przed wielkimi drzwiami. Kolejno każdy podchodził i zaglądał przez dziurkę od klucza. Nie wiedziałem o co chodziło ale postanowiłem również zajrzeć. 
Drzwi znajdują się w głównej bramie prowadzącej do Villa del Priorato di Malta, należącej do zakonu kawalerów maltańskich. Przez dziurkę od klucza idealnie widać kopułę Bazyliki Św. Piotra otoczoną roślinnością rosnącą w ogrodzie zakonu. 


Idąc dalej moja ciekawość wcale nie słabła. Oglądałem mury, przechodziłem na drugą stronę skrzyżowania w przeciwnym kierunku niż założony albo stawałem na środku skrzyżowania aby uchwycić ciekawy budynek straży pożarnej.



Po przejściu sporej części miasta coraz trudniejsze staje się znalezienie nowych miejsc do odwiedzenia. Każde kolejne wyjście w pewnym stopniu pokrywało się    z wcześniej pokonanym już szlakiem. Gdy dochodząc do skrzyżowania widziałem w oddali znajome miejsce skręcałem w inną stronę. Wydłużało to trasę ale i pozwalało odkrywać nowe obszary. Ciekawa elewacja z lewej strony, - nie ma sprawy skręcam. Koty wylegujące się na słońcu - jasne, może akurat nie uciekną przed aparatem.




Odpoczywając chwilę na krawężniku postanowiłem sprawdzić na google maps w którą stronę się udać aby zobaczyć coś nowego. Trafiłem na zdjęcie z parku ze stawkiem i budynkiem na wysepce. Chwila na ocenę odległości oraz zapamiętanie kierunku i w drogę. Kolejne nowe miejsca, nowe kadry. 
Wiedziałem że w samym parku  oprócz alejek zieleni czeka w głębi obiekt położony na wysepce przypominający starożytną świątynie – Villa Borghese.

Nie byłbym sobą gdybym nie wrócił na miasto z aparatem w czasie zachodu słońca. Zmęczenie schodziło na drugi plan. Pozostawało tylko sprawdzić gdzie będzie najlepszy widok. Wybór padł na taras widokowy Terrazza del Pincio gdzie byłem w ciągu dnia.  Zabrałem statyw i szybkim krokiem ruszyłem  w tamte rejony. Jak widać nie byłem jedyny w tym miejscu


Panorama miasta jednak nie była w moich planach fotograficznych, przyszedłem zrobić zdjęcie palmy którą dostrzegłem tam rano. Obszedłem ją dookoła i na skraju parku zauważyłem otwarcie wśród drzew. W tamtej części prawie nikogo tam nie było, większość ludzi zgromadziła się przy murku podziwiając miasto. Pozwoliło mi to na swobodne kadrowanie.


Gdy już miałem uwiecznione barwy zachodzącego słońca, postanowiłem szybko się przenieść na kolejne miejsce oddalone o około 3 km. Tym razem była to fontanna na środku skrzyżowania - Fontana delle Naiadi. Za dnia sprawdzałem czy jest tam zainstalowane oświetlenie. Wybrałem to miejsce gdyż spory ruch uliczny dawał nadzieje na wyjątkowe zdjęcia wieczorową porą. Pozostało tylko niczym     w bajce o siedmiomilowych butach przeskoczyć z jednego miejsca na drugie. 
Zastana na miejscu sytuacja nie wzbudziła mojego zachwytu, tylko jeden budynek był podświetlony. Mimo wszystko postanowiłem poszukać kompozycji. Na szczęście w trakcie rozstawiania statywu uruchomiły się lampy oświetlające lewą stronę i mogłem wykonać centralne ujęcie.

Fontana delle Naiadi

Są miasta, gdzie spotkamy część zachowanej historycznej architektury. W Rzymie to są całe kilometry, a przynajmniej budynki w bezpośrednim sąsiedztwie zabytków wspólnie z nimi tworzą wyjątkowy nastrój. Pomimo wielu ciekawych kościołów we wnętrzach nie spędziłem dużo czasu. Wyjątkiem jest Bazylika Św. Piotra i Muzeum Watykańskie.
 





Architektura Bazyliki i jej otoczenie zapiera dech w piersi. Pomimo tego że przed chwilą byłem w środku i widziałem to wszystko z bliska odchodząc coraz dalej odwracam się co jakiś czas by spojrzeć na to wybitne dzieło architektów i budowniczych. Pomimo deszczu nie chowałem aparatu do plecaka tylko trzymałem go wysoko aby parasol go ochronił. W pewnym momencie zauważyłem mężczyznę z parasolką który szedł w stronę bazyliki. Gdy dotarł do placu Św. Piotra zatrzymał się i pomimo strug deszczu przystanął na dłuższą chwilę i podziwiał piękno tego założenia. Jako że nie wyglądało na to aby miał szybko pójść dalej wyszedłem na środek ulicy i zrobiłem mu zdjęcie na tle kościoła. Dla niego to było dopiero przywitanie z tym cudem architektury, ja tym kadrem się żegnałem.
 
 
Zacząłem ten wpis od zdjęcia z widokiem na Forum Romanum, to ostatnim niech będzie zdjęcie wykonane obok miejsca gdzie rozstawiałem wtedy statyw. A mowa tu o Kapitolu i budynkach tam zlokalizowanych. W ciągu dnia zauważyłem tam liczne rozstawione lampy oświetlające elewacje. Nie spodziewałem się jednak że nocą na jednej z nich wyświetlone będą barwy flagi włoskiej.



Są miasta które mają urokliwe fragmenty, kilka bocznych uliczek, to jedno wyjątkowe miejsce z widokiem na miasto. W Rzymie takich miejsc jest pełno. Wiedzą to też filmowcy w końcu wykorzystują przestrzenie tego miasta jako tło dla swoich filmów. 
Mając pamięć fotograficzną potrafię wychwycić z kadru filmowego fragmenty otoczenia w którym byłem. Oglądając komedię romantyczną z 1994 roku "Tylko ty" przeniosłem się ponownie do tego wyjątkowego miasta. Ci którzy siedzą tylko przed telewizorami i oglądają świat na ekranie tracą więcej niż tylko wyjątkowe widoki, tracą możliwość stworzenia nowych wspomnień. Pomimo bólu nóg            i trudności we wdrapywaniu się później do łóżka warto było przejść każdy kilometr. A w sumie wydeptałem ich około 96. Każde wyjście rejestrowałem przy pomocy aplikacji na telefonie aby po powrocie do kraju zobaczyć ile tak naprawdę przeszedłem. W efekcie czego powstała poniższa mapka pokazująca moja wędrówkę niczym ślady ptaków na piasku.


Na pewno jest jeszcze sporo miejsc które warto tam zobaczyć.